No… musiałem sobie odespać wrażenia ze wczoraj, bo byłem zbyt oszołomiony żeby napisać choć parę słów nie będącymi wulgarnymi słowami zachwytu
po pierwsze, rekomendacja graficzna dla niepiśmiennych: http://img236.imageshack.us/my.php?image=zdjcie038dw4.jpg
Przed filmem puścili trailer z „Alien vs Predator 2” – ten w którym jest odliczanie liczby mieszkańców. Pierwszy raz go zobaczyłem w kinie i jestem pod wrażeniem. Efekt trochę popsuły reklamy (przeszło 10!), ale to już chyba dziś normalka, bo jak byłem na Gwiezdnym pyle i Planet Terror, to też mnie nie oszczędzili… żenuła, ale co poradzicie. Za drugim razem było podobnie. Dziś idę trzeci, czwarty i piąty, więc się tych reklam jeszcze naoglądam
16 listopada był najbardziej wyczekiwanym przeze mnie dniem w tym roku. To, że Zagłada jest najlepszym filmem jaki widziałem w tym roku, chyba nikogo nie dziwi. Film wgniata w siedzenie już od sekwencji otwierającej, gdzie widz sądzi że przypominane są wydarzenia z pierwszej części. Widzimy oto Alice budzącą się pod prysznicem w posiadłości Umbrelli, potem ubraną w swoją słynną czerwoną sukienkę i próbującą przypomnieć sobie, gdzie ona jest… Wkrótce jednak okazuje się, że to nie retrospekcje i po raz pierwszy z wielu siedzimy w fotelu oszołomieni, podziwiając pomysły scenarzystów.
Wielu widzów zauważa, że pierwsza część filmu ma klimat bardzo zbliżony do Mad Maxa. I z tym się zgodzę – w rzeczy samej, tak jest: pustynia, świat po zagładzie i samotny bohater przemierzający świat na swoim motocyklu… nie brzmi jak Resident? Spokojnie, wszystko przeplatane jest ze scenami eksperymentów naukowych Umbrelli prowadzanych przez doktora Isaacsa z „Apokalipsy”.. Jest to film kompletnie inny od pierwszych dwóch części, nie ma w nim klaustrofobicznych pomieszczeń i nieustającego mroku, można powiedzieć wręcz, że jest to już bardziej kino akcji niż horror – zombie tutaj nie zaskakują i nie kryją się, chodzą po Ziemi jawnie i rzadko straszą widza nagłym wyskoczeniem zza kamery.
Wyjście poza zakamarki Roju i Raccoon City wyszło filmowi tylko na dobre. Widzimy konwój ludzi ocalałych z apokalipsy, przemierzający dziewicze pustynie Ameryki, widzimy zdewastowane Las Vegas będące teraz ruiną, miastem-widmem, z którym wygrał wszechobecny piasek. Co dziwne, film nie stracił nic na mroczności. Ciemne otoczenie i stałe poczucie zagrożenie zastąpił brak nadziei na lepsze jutro, widz wie, że bohaterowie nie mają dokąd uciec. Muszą więc walczyć o przetrwanie, jeżdżąc od miasta do miasta, zdobywając pożywienie, amunicję i benzynę. Okazuje się niestety, że nie tylko ludzie mogą być zainfekowani…
Akcja jest wartka a fabuła sensowna, chociaż sam początek może być lekko mylący. Ciężko się nudzić na tym filmie, od początku do samego końca trzyma w napięciu. Zmiana reżysera definitywnie wyszła „Residentowi” na dobre. Russell Mulcahy, znany przede wszystkim jako reżyser „Nieśmiertelnego”, wprowadził do serii odświeżający powiew, potrzebny jej po miejscami nużącej „Apokalipsie”. Mamy myślących i mobilniejszych (przez co groźniejszych) zombie, poznajemy kierownictwo Umbrelli – korporacji, przez którą świat się skończył. Film obficie nawiązuje do poprzednich części, dzięki czemu cała trylogia tworzy spójny i bardzo ciekawy obraz, który warto odświeżać sobie co jakiś czas.
Jeśli chodzi o obsadę, to wraca Oded Fehr jako Carlos Oliviera i Mike Epps jako L.J. Odczuwalny jest brak Jill Valentine, ponieważ aktorka grająca ją w międzyczasie występowała w… Eragonie. „Zagłada” stawia na nowe żeńskie bohaterki, i tak mamy w obsadzie Ashanti czy Ali Larter, znaną w Polsce z serialu Herosi. Pierwsze skrzypce i tak gra Milla Jovovich, i chociażby dla niej warto iść na ten film. Alice jest pewniejsza siebie, zna już pełnię swoich umiejętności i skończyła uciekać przed Umbrellą – teraz to ona jest myśliwym.
To, czy film się spodoba, zależy od podejścia. Wątpię, by ktoś idąc na ekranizację gry komputerowej oczekiwał głębokiego kina psychologicznego, ale jeśli widz oczekuje dobrego kina akcji z elementami horroru, to wyjdzie z seansu zachwycony. Zresztą, w tym roku rządzą właśnie takie filmy: w których nacisk kładzie się na dobrą rozrywkę, nie na głębokie przemyślenia (żeby przytoczyć tu chociażby „Ultimatum Bourne’a”, czy obie części „Grindhouse’a” Tarantino i Rodrigueza). Duetowi Mulcahy-Anderson udało się stworzyć dzieło swojego gatunku. Nie ukrywajmy, nie jest łatwo wyprodukować dobry film w postapokaliptycznym klimacie. W „Zagładzie” czuć brak nadziei, wiadomo, że dla świata nie ma już przyszłości i nawet, jeśli jakimś cudem wirus T zostanie powstrzymany, Ziemia już nigdy nie będzie taka jak przedtem. W kinie od lat nie było dobrego filmu o takiej tematyce i mam nadzieję, „Resident Evil: Zagłada” będzie zwiastunem renesansu gatunku.
Wystawiam filmowi w pełni zasłużone 10/10 i stawiam go jako tegoroczne dzieło numer jeden.
...i wciąż mam po co żyć, bo trójka sprzedaje się bardzo dobrze a jej zakończenie wyraźnie sugeruje, że część czwarta będzie.